Ola Budzyńska – Pani Swojego Czasu

Ola Budzyńska

Ola Budzyńska Pani Swojego Czasu uczy kobiety jak zarządzać czasem i jest specjalistką w tej dziedzinie. Prowadzi swój biznes z misją. Chce aby kobiety miały czas na życie, którego pragnął i aby były szczęśliwe. Ola to kobieta energiczna i bardzo konkretna, bezpośrednia i szczera, czasami do bólu, ale ja tak lubię. Na wywiad umówiłyśmy się jeszcze na początku lata na Krakowskim Kazimierzu w jednej z moich ulubionych knajpek. Potem wysłałam Oli tekst do autoryzacji i czekałam z niecierpliwością, co ona na to? Kilka dni temu napisała: “Przeczytałam naszą rozmowę i teraz żałuję, że tak późno, bo przypomniałam sobie i zobaczyłam na własne oczy jaka to świetna i ważna rozmowa! Nic nie wycinam, jest super!”  

A: Ola, na początku bardzo Ci dziękuję, że znalazłaś dla mnie czas, a wiem, że jesteś kobietą zapracowaną.

O: No tak, oficjalnie trzeba zacząć.. (śmiech)

A. Mam takie poczucie, że parę rzeczy nas łączy. Socjologia, feminizm, ale też grupa docelowa naszych biznesów. Obydwie pracujemy z kobietami. Pewnie już wiele osób Cię o to pytało..

O: Tak, każdy mnie o to pyta, jeśli o to chcesz mnie spytać.

A: Dlaczego kobiety?

O: Ja zawsze udzielam dwóch odpowiedzi na to pytanie. Pierwsza nie jest najważniejsza, ale krótsza. To kwestia grupy docelowej, a w biznesie określa się grupę, do której kieruje się swoje usługi. Ja kieruję je do kobiet i tyle. Natomiast druga odpowiedź jest dużo dla mnie ważniejsza. Kiedyś zajmowałam się prowadzeniem szkoleń dla korporacji. Po szkoleniach albo jeszcze na przerwach podchodziły do mnie osoby i zadawały pytania w stylu: Jak połączyć pracę z wychowywaniem dzieci? Jak znaleźć czas na jakieś swoje hobby? Jak nie przynosić pracy do domu? Z tymi pytaniami przychodziły do mnie tylko i wyłącznie kobiety. Nie przychodzili mężczyźni. Mężczyźnie wracali do domu i nie mieli żądnych tematów do połączenia. Zauważyłam też, że wszystkie książki, takie najbardziej znane na świecie na temat zarządzania sobą w czasie są napisane przez mężczyzn. Takim najbardziej klasycznym przykładem jest Brian Tracy.

A: Nawet go chyba cytujesz w swojej książce?

O: Tak, ale tak trochę przewrotnie. Oczywiście on pokazuje wiele bardzo skutecznych metod i technik zarządzania czasem. Natomiast w jego książkach nie ma poruszanych kwestii typu: Kiedy Brian Tracy znajduje czas na ugotowanie obiadu? Kiedy prasuje sobie koszule? Kiedy wychowywał dzieci? A co robił jak one były chore? W domyśle – prawdopodobnie tego nie robił. A nawet jeśli, to czytelnicy się o tym nie dowiadują jak on na to wszystko znajdował czas.

A: To pewnie nigdy nie była i nie jest dla niego ważna kwestia..

O: Tak, to pewnie nie jest jakiś istotny punkt w jego życiu, a dla kobiet to najczęściej bardzo ważna sprawa. Dla mnie też, ponieważ sama mam w tej kwestii różne dylematy. W związku z tym, to było dla mnie oczywiste, że ja moje usługi będę kierować do kobiet. Ja nawet o tym jakoś specjalnie nie myślałam. Jak wpadła mi tylko do głowy Pani Swojego Czasu, to automatycznie wiedziałam, że to będzie od kobiety dla kobiet. To było dla mnie zupełnie oczywiste.

A: Rozumiem to, bo sama od początku wiedziałam, że moimi klientkami będą tylko kobiety. Niektórzy nawet sugerowali, że nie lubię facetów i szukali jakiegoś drugiego dna.

O: Tak, tak znam te sugestie.. feminizm itd.

A: Olu nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale moim zdaniem kobietom jest znacznie trudniej zarządzać czasem. Czy tak rzeczywiście jest i w czym tkwi problem? Jakie jest Twoje zdanie?

O: Ja sobie myślę, że nie jest tak, że jest nam trudniej, bo jesteśmy jakieś ułomne i z nami jest coś nie tak. Natomiast jest tak, że my kobiety w większości przypadków jesteśmy w takim otoczeniu i w takich uwarunkowaniach, że pewnych rzeczy się od nas oczekuje. Ja żyję w związku partnerskim i tak żyje moje całe otocznie. Wszystkie moje koleżanki, przyjaciółki, biznesmenki, które znam. W związku z czym, ja do pewnego momentu myślałam, że ten partnerski podział obowiązków jest już w Polsce normą. Odkąd zaczęłam prowadzić szkolenia dla kobiet, a mam tych klientek i czytelniczek już bardzo wiele (tysiące), zrozumiałam, że to absolutnie nie jest norma. Podział obowiązków pomiędzy dwojgiem ludzi kompletnie nie jest u nas normą! Wręcz bym powiedziała, że ilość sytuacji, w których kobieta dostaje, nawet nie sygnał, tylko wprost komunikat, że zarabiasz mniej, to robisz w domu więcej – jest bardzo częsty w polskim społeczeństwie. Bardzo wiele kobiet nie ma świadomości, że można żyć inaczej. Często mówię, że ja kobiety buntuję i poniekąd tak jest. Kobiety przychodząc do mnie myślą, że będę miały teraz więcej czasu, po to, aby jeszcze więcej obowiązków upchać w swoim kalendarzu. A ja im mówię tak: Oj nie kochana, to nie jest tak, że ze wszystkim zdążysz, musisz pewne rzeczy wybrać, a poza tym dlaczego nie masz zaangażować członków swojej rodziny w obowiązki domowe?

A: Ola, jak myślisz? Czy kobietom kiedyś było łatwiej, czy trudniej z tą organizacją czasu niż współczesnym kobietom?

O: Myślę, że kiedyś kobietom łatwiej mogło być tylko w jednym aspekcie. Kobiety kiedyś nie za bardzo miały wybór. Miały jedną drogę, która była dla nich absolutnie oczywista i nie buntowały się, niezależnie od tego jak ciężko im było.

My dzisiaj z jednej strony widzimy inne rozwiązania, a z drugiej ciągle jesteśmy w tych starych schematach i to nie jest łatwe.

Dla nas jest to czasami trudne, ale też dla naszych partnerów i mężów także. Zwłaszcza tych, którzy wychowywani byli w tym starym schemacie, a teraz ich partnerka chce żyć inaczej. Buntuje się i nie chce np. prasować koszul..

A: A Ty prasujesz koszule?

O: Nie, ja nie prasuję koszul, ani swoich, ani męża. Nie znoszę prasować ubrań.. Na szczęście mój mąż jest jeszcze większym leserem niż ja w tej kwestii. Wyprasował sobie chyba koszulę dwa razy. Raz na obronę pracy magisterskiej i drugi na obronę doktoratu, ale nie całą, tylko z przodu.. (śmiech)

A: Nie uważasz, że trochę ten feminizm namieszał kobietom? To usilne dążenie do równouprawnienia, to nie jest taki bicz, które kobiety same sobie ukręciły?

O: W jakim sensie?

A: Pytam trochę przewrotnie. Myślę, że kobietom dzisiaj jest bardzo trudno pogodzić te wszystkie role i wyzwania. Tym bardziej, że świat zewnętrzny nam wiele oferuje – szkolenia, rozwój duchowy, intelektualny, świetny wygląd .. Pokusa ogromna, a czasami wręcz presja..

O: Ja bardzo chciałabym, aby kobiety coś wyniosły z przekazu, jaki do nich kieruję. Chciałabym aby miały takie poczucie, że mogą same o sobie decydować, w którą rolę chcą wejść, a w którą nie. Nawet jeśli dzisiaj świat stoi przed nami otworem i teoretycznie wszystko możemy, to nie oznacza, że musimy. Ja często powtarzam:

„Wszystko możesz, nic nie musisz”.

Ja jestem osobą, która uwielbia pracować i nie mogłabym być mamą „siedzącą” w domu z dziećmi przez cały czas, non stop. Taka jest moja droga i to zaakceptowałam. Natomiast ważne jest dla mnie to, aby kobiety zrozumiały, że mogą same sobie tą swoją drogę wybrać. Jeśli ich celem jest akurat wychowywanie dzieci w domu, to jest to ich wybór i nie muszą sięgać po milion innych możliwości. To, że wszystko jest dostępne, nie oznacza, że po wszystko musimy sięgać. Dla mnie ważne jest to, aby te nasze wybory były świadome. Często jest tak, że coś wybieramy, ale nie przyjmujemy konsekwencji tego, np. chcemy być aktywne zawodowo, ale bardzo wkurza nas fakt, że jesteśmy mniej czasu z dziećmi. Albo na odwrót. Chcemy spędzać dużo czasu z dziećmi i wkurza nas to, że w tym czasie swojego biznesu nie rozwijamy. Cała sztuka polega na tym, żeby iść w stronę, którą wybrałyśmy i zaakceptować wszystkie konsekwencje, które z tego płynął.

A: Ja 12 lat byłam z dziećmi w domu i bardzo źle wspominam ten czas. Mam takie poczucie, że nie do końca był to mój świadomy wybór. Nie zastanawiałam się nad innym rozwiązaniem, chociaż pewnie były i w pewnym momencie miałam poczucie, że obudziłam się z tzw. ręką w nocniku. Prof. K. Slany na studiach socjologicznych mi wiele uświadomiła, za co jestem jej do dzisiaj bardzo wdzięczna!

O: Znamy tą samą Panią profesor..

A: Wracając do kobiet, to z jednej strony ich praca w domu nie jest doceniana (może dlatego,`że jest niepłatna), a z drugiej, jak kobieta jest mamą aktywną zawodowo, to bardzo dużo się od niej oczekuje. Spełniamy często innych, a nie swoje oczekiwania i gubimy gdzieś po drodze siebie. Sprostanie im wszystkim to jakaś abstrakcja..

O: Tak, bo przecież tego wszystkiego nie da się zrobić, a przy okazji można sobie zafundować jakąś wielką frustrację. Doba ma tylko 24 godziny. Faktycznie społeczeństwo wiele od nas oczekuje i często nie docenia naszej pracy.

Myślę, że dopóki my same nie zaczniemy siebie i swojej pracy doceniać, to nikt tego nie zrobi.  Zmianę powinnyśmy zacząć od siebie.

Bo tak to już jest, że dopóki ja uważam, że moja praca jest nic nie warta, to nie ma powodu, aby inni myśleli inaczej. Pierwszym elementem zmiany jest powiedzenie: Tak, to jest ważne, to co robię ma wartość.

A: Ola, masz dwóch synów, jak ich wychowujesz?

O: Dla mnie pewne rzeczy są absolutnymi standardami. Sprawy dotyczące funkcjonowania domu i wychowywania dzieci z moim mężem obgadaliśmy zanim one pojawiły się jeszcze na świecie. Ja pochodzę z bardzo tradycyjnego domu, gdzie wszystko robi mama, a tata nie robi nic, dlatego ja zawsze dążyłam do tego, aby w moim domu tak nie było. Dlatego u nas od początku było wiadomo, że będzie podział obowiązków. Oczywiście to nie jest nigdy podział pół na pół, bo to nie miałoby sensu. Uważam, że każdy członek rodziny ( dzieci także) musi uczestniczyć w tym jednym wspólnym systemie, jakim jest dom i rodzina. Oczywiście dzieci nie mogą współuczestniczyć na takich samych zasadach jak my z mężem, bo są jeszcze małe. Jak dzieci mają po 3-4 lata, to przecież nie chodzi jeszcze o faktyczną pomoc, ale o to, aby uczyły się, że każdy powinien mieć w domu jakieś obowiązki i to jest normalne.

A: „Zosia Samosia” to chyba dość często spotykany typ kobiet. Jakie są inne kobiece bolączki, utrudniające bycie osobą, która dobrze zarządza sobą w czasie?

O: Problemem dzisiaj, który nie dotyczy tylko kobiet, jest to, że gloryfikowane jest zapracowanie i pracoholizm. Chwalimy się, że jesteśmy zarobione, bo to jest społecznie nagradzane. Inny problem to perfekcjonizm, który też jest w cenie. Znam bardzo wiele kobiet, które prowadzą swoje biznesy i chwalą się tym, że są perfekcyjne.

A: My kobiety chcemy być niestety bardzo akceptowane przez ten zewnętrzny świat.

O: Tak, idziemy w to, bo nie mamy innej nagrody, którą np. same mogłybyśmy sobie zafundować. Ja to wiem też z własnego doświadczenia, bo ja też byłam w taki sposób nagradzana. Byłam taką osobą, która miała wszystko świetnie zorganizowane, czytaj poukładane i wciśnięte na maksa. Chodziłam często bardzo późno spać z poczuciem ogromnego zmęczenia. Jak przyszedł taki moment, że zdiagnozowali u Jaśka cukrzycę i ja się zaczęłam zastanawiać po co ja tak gnam, to wpadłam w czarną dziurę, bo ja nie wiedziałam po co? I to jest właśnie brak tej nagrody od samej siebie. Mam tylko wzmocnienia społeczne, że tak należy robić, że jesteś super pracowita, zorganizowana, zaradna, siłaczka itp. Dopóki nie masz tego wzmocnienia w samej sobie, nie zastanawiasz się właściwie po co ja to robię, dlaczego miałbym coś robić inaczej, to naprawdę ciężko jest odpuścić i odejść od pewnych schematów swoich zachowań. Dlatego jestem w stanie pójść tą drogą drugą i namawiam też do tego kobiety, bo ja wiem jaki ja mam cel. Dzisiaj jestem już w stanie powiedzieć, że pracuję czasami tylko cztery godziny dziennie, że czasami czegoś nie zrobiłam idealnie, bo wiem, że ja mam w zamian jakieś inne wzmocnienia, które są dla mnie ważne, np. wolny weekend. To są takie różne moje inne cele, które realizuję, ale muszę mieć ich świadomość, żeby sobie móc sama sobie te wzmocnienia dawać. Ta społeczna pozytywna opinia jest dla mnie w tym momencie mniej ważna niż te moje cele, które ja sobie sama postawiłam.

A: Ja sobie tak myślę, że w zarządzaniu czasem te kwestie techniczne są raczej drugorzędne, że najważniejsze, a co za tym idzie pewnie najtrudniejsze, jest to, aby kobiety dały sobie prawo do pewnych kwestii. Do braku perfekcjonizmu, do wypoczynku, do przyjemności, do wyznaczania innym granic i myślenia o sobie bez wyrzutów sumienia. Co Ty Ola na to?

O: Tak, zgadzam się z tym. W moim kursie, który trwa 21 dni, to moduł o technikach, aplikacjach i narzędziach ma numer 20, czyli jest prawie na końcu. Nie dostaniesz się do niego wcześniej jak nie zrobisz wszystkich innych wcześniejszych. Żadna aplikacja, metoda, technika i narzędzie nie spowoduje, że ty będziesz wiedzieć co jest Twoim celem w życiu. Narzędzia są tylko i wyłącznie tylko dodatkiem. To nie jest czasami łatwe, to jest proces, aby trzeba dojść do tego, co i dlaczego chcę robić. A potem dopiero skupiamy się nad tym jak to robić.

A: A są kobiety, które mówią, ok Ola, ale ja chcę konkret, ja chcę narzędzia i techniki. Nie chcę tego „pitu pitu”, ja chcę się po prostu lepiej zorganizować..

O: Ja wtedy pytam, po co się chcesz lepiej zorganizować? I tyle. I wystarcza. Jeśli pracujemy na kursie, to nie ma takiej możliwości, to jest pewien cykl i nie da się tego przeskoczyć. Natomiast jeśli pracuję jeden na jeden z kobietą i ona nie przyjmuje tego do wiadomości, że jest potrzebny cały ten wcześniejszy proces, to ja nie prowadzę takiej osoby dalej i przerywamy naszą współpracę. Nie ma sensu pomagać komuś na siłę, bo taka sytuacja jest frustrująca dla obu stron. Nie mam zamiaru zmieniać ludzi na siłę.

A: Bardzo mi się podoba Twój List otwarty do polskich kobiet Jest odważny i w punkt, czytałam go kilka razy. Ewidentnie buntujesz w nim kobiety. Co na to mężczyźni? Lubią Cię jeszcze?

O: Lubią, tylko oni myślą, że ja ich nie lubię.. (śmiech). Wiesz co, ciężko też generalizować, bo mężczyźni są bardzo różni.

A: Ale jakie są opinie i komentarze znajomych mężczyzn?

O: Dla mężczyzn, których cenię i których znam, jest to wszystko normalne i oczywiste.

A: A spotkałaś się z jakąś negatywną opinią?

O: Nie spotkałam się, ale też trudno powiedzieć dlaczego. W związku z tym, że moje treści są kierowane do kobiet, to być może mężczyźni tego nie czytają i nie dotarli do tego i innych wpisów na moim blogu.

A: A kobiety? Jakie są ich reakcje?

O: Powiedziałabym, że są trzy reakcje. Jedna to stwierdzenie, że tak mam być, ja też tak mam i to jest norma. Druga reakcja jest taka, że strasznie bym chciała tak mieć, ale nie mam zielonego pojęcia jak to zrobić, bo sama się wychowałam w tradycyjnej rodzinie, mój mąż też, 20 lat jesteśmy w takim układzie i teraz jak zrobić? Trzecia grupa to jest absolutny opór. Pamiętam jak jedna pani do mnie napisała, że to jest skandal, że ja namawiam kobiety do zamiany ról społecznych i do kastrowania mężczyzn. Zapytała mnie też (cytat): Czy ja sobie wyobrażam Gombrowicza myjącego sedes?” Odpisałam jej, że jak najbardziej sobie to wyobrażam. Skoro siedzi na nim to może go też umyć.. No więc trzeci rodzaj reakcji to są właśnie takie skrajne opinie. Najbardziej interesuje mnie ta środkowa grupa, bo te kobiety nie chcą mieć tego, co mają, nie chcą tak żyć i potrzebują zmiany. Ja mam wiele takich kobiet na kursie, z którymi na te tematy rozmawiam. One są przekonane o potrzebie i słuszności pewnych zmian w organizacji wspólnego życia, ale niekoniecznie ta druga osoba, jej partner. On nie bardzo to wszystko rozumie i nie widzi potrzeby tych zmian. Ale jest też tak, że kobiety chciałyby zmieniać wszystko naraz i chcą zrobić rewolucję w swoich domach. I nagle taki facet sobie myśli, że ja tej kobiecie jakieś pranie mózgu zrobiłam. Taka kobieta jak decyduje się na taką zmianę, to musi wiedzieć, że to nie stanie się z dnia na dzień u jej partnera, ponieważ ona sama do tych zmian też jakiś czas dojrzewała.

Zmiana to proces i każdy potrzebuje do tego czasu.

A: Kobieta, która chce pewnych zmian w obowiązującym dotychczas podziale obowiązków w jej domu do czego powinna się odwołać rozmawiając na ten temat ze swoim partnerem? Do sprawiedliwości społecznej?

O: Myślę, że nie, bo przecież jak decydujesz się na życie z kimś to nie ze względu na sprawiedliwość społeczną. Ja myślę, że powinnyśmy się odwoływać do siebie i do układu, który tworzymy. To nie jest tak, że jeśli coś kiedyś ustaliliśmy i jakoś tam funkcjonowało przez czasami długi czas w naszej rodzinie, to nie oznacza, że będzie się to sprawdzało przez następne 20-40 lat. My się zmieniamy, nasze otoczenie, warunki, potrzeby i oczekiwania.

A: Mąż/partner może powiedzieć, że jest ok, więc po co coś zmieniać?

O: No właśnie nie jest ok, dla ciebie tak, ale dla mnie już nie jest ok. Ja nie jestem szczęśliwa, mi taki układ nie odpowiada. Ja czuję się zapracowana, ja nie mam czasu żeby odpocząć, albo nie mam czasu na realizację swoich pasji itd. Niestety kobiety często same się wkopują w taki układ..

A: No właśnie. Z jednej strony kobiety często są zapracowane i zmęczone, a z drugiej nie chcą oddać domu, pola ich władzy, być może jedynego jaki mają.

O: Tak, zgadzam się z tym całkowicie. Napisałam kiedyś artykuł na ten temat. Zarządzanie sobą w czasie to jest często kwestia władzy. Wiele kobiet nie chce przyjąć tego do wiadomości, że z jednej strony jesteś w domu, bardzo zmęczona i udręczona, a z drugiej masz pełnię władzy, jesteś królową, która o wszystkim decyduje.

A: Tym udręczeniem można też manipulować..

O: No i niestety, jak chcemy coś zmienić, to tą władzę trzeba oddać. Podzielić się nią i odpowiedzialnością także, oraz zaakceptować konsekwencje swoich decyzji.

Okazuje się, że kobiety bardzo często chcą się dzielić w swoim domu obowiązkami, ale nie mają zgody na to, że coś teraz będzie zrobione inaczej niż do tej pory.

Myślę, że kobieta czasami chce aby ich facet zamienił się w nią i zrobił wszystko dokładnie tak jak ona. To jest niemożliwe, bo to jest inny człowiek. Trudno jest kobietom podzielić się tymi obowiązkami na 100% i w związku z tym tą odpowiedzialnością. Mówią swoim facetom co trzeba i zrobić i jak to mają zrobić. Albo się dzielisz tym zadaniem całkowicie, albo jesteś osobą, która mówi co, jak i kiedy, a to jest też męczące. Dla obu stron.

A: To czasami jest trudne i jak już to parę razy podkreślałaś potrzebny jest na to czas. Mamy panią, która przychodzi do nas i sprząta nasz dom. Zawsze byłam i jestem z tego faktu bardzo zadowolona. Pamiętam jednak, że na początku nie czułam się z tym komfortowo i było mi się wstyd przyznać, że ktoś przychodzi raz w tygodniu posprzątać nasz dom. Dzisiaj już tak nie jest, ale to jednak trochę potrwało..

O: Wiele kobiet tak ma. Naprawdę! Znam kobiety, które nawet sprzątają przed przyjściem pani do sprzątania..

A: Ja bardzo nie lubię sprzątać. Jedyne miejsca, gdzie lubię mieć porządek to są szafki, szuflady i szafy z ubraniami. Tak, w swojej garderobie mam porządek i właściwie odkąd pamiętam zawsze tak było.. (śmiech)

O: Ja odkąd się nauczyłam, że mniej znaczy więcej, nie mam już takiego bałaganu w szafie jak kiedyś. Odkąd zminimalizowałam dość drastycznie ilość swoich ubrań, to patrzę na moje wieszaki i jestem zachwycona! Zostało na nich niewiele rzeczy, jest porządek, a wybór ubrań jest faktycznie prostszy.

A: To jest bardzo praktyczne podejście, które ułatwia życie. Widzisz Ola, takim oto sposobem zatoczyłyśmy koło od organizacji życia do organizacji szafy.. Bardzo Ci dziękuję za tą rozmowę. Długi ten wywiad, ale nie mogło być inaczej – dwie gaduły..

O: Ja też dziękuję, bardzo mi było miło..

Zobacz również

zycie-zaczyna-sie-po-czterdziestce
postanowienia noworoczne