Jak nie masz w głowie to masz w biodrach

Agnieszka Węgiel

Z Agnieszką Węgiel po raz pierwszy spotkałam się kilka miesięcy temu na Latających Kręgach dla Kobiet w Krakowie. Zwróciła moją uwagę niebanalną urodą. Było mi bardzo miło, kiedy podeszła do mnie po spotkaniu i miałyśmy okazję chwilę porozmawiać. Tak się poznałyśmy. Agnieszka jest psychodietetyczką, trenerką, coachem, wykłada też na SWPS w Katowicach. Jest też autorką książki o dość intrygującym tytule: “Jak nie masz w głowie, to masz w biodrach”. Rozmawiamy o zmianie, dietach i kobietach..

Ja: Agnieszko z jakimi problemami najczęściej przychodzą do Ciebie kobiety?

A: Kobiety najczęściej przychodzą z tematem zmiany. Chodzi o sytuacje, kiedy chcą coś w swoim życiu zmienić, np. pracę, męża albo relacje ze swoim partnerem, dziećmi, szefem. Dużo kobiet przychodzi do mnie z tematem odchudzania. Chcą się dowiedzieć jak nauczyć się nowych nawyków żywieniowych, jak wyrzucić stare – te, które im nie sprzyjają, bo doprowadziły je do tego stanu, w którym są obecnie.

Ja: Kilka miesięcy temu napisałaś książkę o odchudzaniu: Jak nie masz w głowie, to masz w biodrach”. Dlaczego ją napisałaś? W sklepach jest przecież tyle poradników na ten temat.

A: Sama też przeczytałam ich wiele. Pomyślałam sobie, że one wszystkie są napisane mega profesjonalnie i w naukowym stylu, ale tak naprawdę nie wzbudzają żadnych emocji. A ja wierzę w to, że do zmiany, do wzbudzania motywacji potrzebną są emocje i postanowiłam napisać coś inaczej, tak, aby poruszyć. Nawet jeśli pierwszą emocją, która pojawia się po przeczytaniu tytułu jest wkurzenie. Czasem takie wkurzenie i nazwanie rzeczy po imieniu jest tym motorem, który powoduje, że wreszcie ruszamy z miejsca.

Ja: Myślisz, że złość motywuje najbardziej do zmiany?

A: Nie wiem, czy najbardziej.. Ale mam wrażenie, że kobiety, które się odchudzają kolejny raz, przeszły już przez wszystkie emocje łącznie ze złością. Są złe, że kolejna dieta się nie sprawdziła. Tylko ta złość jest nakierowana z reguły na świat, który im nie sprzyja. My lubimy szukać winy na zewnątrz zamiast w sobie. Znowu kolejna dieta, suplement i poradnik nie zadziałał. Bieganie też nie..

Ja: Ja mam taki organizm..

A: Tak, ja taka jestem i nic z tym nie mogę zrobić. A ja chcę żeby ta złość została przekierowana trochę na siebie, a tak naprawdę to na „Grubą Ja”, którą każda z nas ma w środku. Ta złość ma sprawić, że wreszcie wezmę sprawy w swoje ręce i przestanę wierzyć w magiczne różdżki, które odchudzą mnie w 2 tygodnie.

Ja: Agnieszko czy Ty masz swoje osobiste doświadczenia z odchudzaniem?

A: Mam, pewnie.. Przeszłam przez wiele diet, przetestowałam oczywiście suplementy, bo chciałam szybkiego i bezwysiłkowego efektu. Też o tym piszę w swojej książce, min. o mojej diecie kopenhaskiej. Na bazie moich doświadczeń i doświadczeń kobiet, z którymi pracuję powstała strategia odchudzania, która jest banalnie prosta. Wystarczy przywrócić normalne relacje z jedzeniem, czyli dowiedzieć się dlaczego jem, w jakich sytuacjach więcej jem i zacząć jeść świadomie.

Ja: Chciałam jeszcze wrócić do tej złości i do dość kontrowersyjnego tytułu Twojej książki. On na pewno przyciąga. Czy chodziło Ci o takie zaciekawienie poprzez wkurzenie? Nie bałaś się, że inne kobiety obrażą się na Ciebie? Przecież tytuł sugeruje, że ewidentnie zależy wszystko od tego, co mają w swojej głowie..

A: Dobre pytanie. Tak, chciałam zaintrygować i wkurzyć. Chciałam aby kobiety sięgnęły po tę książkę, aby mi, autorce udowodnić, że one wszystko w głowie mają. Prawda jest też taka, że w tej książce żadnej Ameryki nie odkrywam. Każda moja czytelniczka, z którą miałam okazję rozmawiać mówiła, że nie piszę w niej o rzeczach, o których ona do tej pory nie słyszała, tylko sposób w jaki to robię powoduje, że dla wielu z nich wszystko stało się bardziej jasne i klarowne. Piszą i mówią mi też, że dostały przysłowiowego „kopa”, który spowodował, że ruszyły z miejsca. Że zrobiły coś, cokolwiek więcej albo inaczej, niż robiły do tej pory.

Ja: Piszesz wprost, nie głaszczesz czytelniczki po głowie.

A: Nie lubię jak o rzeczach trudnych mówi się w miły i ciepły sposób, próbując wszystko zamieść pod dywan. Chociaż pewnie taką strategię też można przyjąć na życie. Przychodzą do mnie kobiety na coaching, które tak właśnie funkcjonują. One patrzą w lustrze tylko na swoją twarz, bo nie są wstanie znieść tego co widzą, tego, co jest od szyi w dół. Są też i takie, które na twarz niechętnie patrzą, bo ona też jest za duża. I u tych klientek najpierw trzeba wymieć spod dywanu to wszystko, co się da. To wszystko, co przez lata się tam upychało. Kiedy pojawiają się emocje i kiedy wszystko co ważne zostaje nazwane, zaczyna się zmiana. I niekoniecznie jest to decyzja o chudnięciu. I dobrze. Dla mnie efektem docelowym jest szczęśliwe życie, bez względu na ilość nadprogramowych kilogramów.

Ja: Nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale mam wrażenie, że my kobiety dość często chcemy się zmieniać, np. ładniej wyglądać, nie dla siebie ale bardziej dla innych. Jak myślisz, dlaczego?

A: Bo chcemy być idealne, chcemy pasować do tego świata, który widzimy na okładkach gazet, w telewizji. Wierzymy trochę w ten idealny obrazek, który widzimy, a który nie jest do końca prawdziwy. Tzw. celebrytki też mają cellulit, wałeczki i na co dzień wyglądają zwyczajnie, podobnie jak my. Bo tak naprawdę wszystkie jesteśmy zwyczajne i równocześnie piękne pod warunkiem, że damy sobie na to zgodę.

Ja: Tak, kobiety dość często nie dają sobie na to piękno zewnętrzne zgody. Mówię też o tym na swoim warsztacie, właściwie od tego zaczynam. Od barier, które nas blokują. Jak myślisz co nas bardziej blokuje – przekonania, które wyniosłyśmy z rodzinnego domu, czy te płynące ze świata zewnętrznego?

A: Połączenie tych dwóch światów. Jeżeli w dzieciństwie rodzice mówili mi, że nie jestem wystarczająco w czymś dobra, to potem, kiedy świat pokazuje mi modelkę o wymiarach 90-60-90, a moje wymiary nie są takie, to faktycznie dostaję potwierdzenie, że rodzice mieli rację, nie jestem wystarczająco dobra i idę na dietę. Nie wytrzymuję długo na liściu sałaty, w związku z tym porzucam ją, nadchodzi efekt jo-jo, ważę czasami więcej niż ważyłam przed dietą, moje wymiary nie pasują do narzuconego z zewnątrz obrazu i znowu to moje przekonanie z dzieciństwa potwierdza się. Rodzice mieli rację, jestem beznadziejna – gruba, brzydka i nawet nie potrafię schudnąć.

Ja: Czyli jak dostaniemy w posagu mocne poczucie własnej wartości to potem ono procentuje w dorosłym życiu?

A: Tak, ono jest ważne, ale też nie jest tak, że za całe nasze życie odpowiadają rodzice, bo to duże uproszczenie. Ok. rodzice wychowali cię tak, a nie inaczej i nie miałaś na to wpływu, ale pamiętaj dzisiaj jesteś już duża i Twoje życie jest w Twoich rękach. I tylko od Ciebie zależy co z nim zrobisz.

Ja: Wracając do barier. Kobiety dość często mówią, że przeszkodą na drodze do zmiany są dla nich czas i pieniądze. Czy Twoim zdaniem to alibi, kolejna wymówka, czy autentyczna przeszkoda w tym, aby o siebie zadbać, np. zacząć się lepiej odżywiać?

A: To najczęstsze wymówki jakie słyszę. Obydwie – czas i pieniądze są najłatwiejsze.

Ja: Kobiety nie mówią Ci, że zdrowy posiłek trzeba długo przygotować, a zdrowe odżywianie jest drogie?

A: Bardzo często. A ja zawsze w dość brutalny sposób obalam tę wymówkę. Pytam ile czasu spędzają przed telewizorem? Każda przerwa reklamowa to plus minus 15 minut – wystarczająco dużo czasu, abyprzygotować posiłek, np. na drugi dzień do pracy albo poćwiczyć. To oczywiście wywołuje złość, bo okazuje się, że same siebie okłamywały. Z pieniędzmi jest podobnie – wydajemy je na głupoty – na byle jakie jedzenie, ciuchy, które do niczego nie pasują, ozdóbki, które kurzą się na półce. Zdrowe jedzenie nie jest drogie, bo nie trzeba kupować wszystkiego eko. Wystarczy, że zamiast drożdżówki i kawy z syropem na śniadanie kupisz składniki na kanapkę z twarogiem, sałatą i pomidorami.

Ja: Chyba nie każdemu da się pomóc?

A: To prawda. Jeśli ktoś nie chce pomocy i nie widzi sensu w tym, co ja robię i co proponuję, to ja nie powinnam chcieć bardziej.

Ja: Ok, ale chyba zgodzisz się ze mną, że wdrożenie zdrowych nawyków jest bardzo trudne? Dlaczego tak szybko się poddajemy? Czy to chodzi tylko o silną wolę, czy o coś więcej?

A: Problem polega min. na tym, że nie doprecyzowujemy dobrze swojego celu. Klientka np. mi mówi, że chce schudnąć, ale nie wie ile i kiedy chce to zrobić oraz jak się do tego zabrać. I to jest jeden z przypadków, który jest skazany na porażkę. Inny problem to robienie wszystkiego naraz. A sukces tkwi w małych krokach. Jeśli np. ktoś nie jadł śniadań, to powinien od tego zacząć. Tylko tyle. Po 2-3 tygodniach jedzenia śniadania może włączyć należy następny element, np. cztery kolejne regularne posiłki każdego dnia. Chcemy szybkich efektów i robimy rewolucję, która najczęściej kończy się porażką, bo nasz mózg się przed tym wszystkim broni.

Ja: Czy otoczenie jest ważne jak chcemy zmienić swoje nawyki żywieniowe na bardziej zdrowe?

A: Bardzo ważne, dlatego kobiety dość często podejmują decyzję o odchudzaniu razem z przyjaciółką, aby razem się w tym wspierać. Fajnie jest gdy reszta domowników równocześnie wprowadza dobre nawyki żywieniowe, ale nie fundujmy im rewolucji i stresu w domu tylko dlatego, że my chcemy się zmieścić w bikini sprzed 15 lat. Relacje moich klientek potwierdzają, że zmiany w domowym jadłospisie wprowadzane niepostrzeżenie i powoli nie wzbudzają oporu i wychodzą na dobre całej rodzinie.

Ja: Od czego zacząć wprowadzanie nowych nawyków?

A: Z moich doświadczeń wynika, że już sama regularność posiłków powoduje bardzo dużą zmianę. Zarówno w głowie, bo mózg dostaje regularnie paliwo do działania, jak i na wadze, bo znów mózg wiedząc, że dostawy paliwa są regularne nie odkłada nic na czarną godzinę i zużywa zapasy na bieżąco. Drugim elementem, który działa równie spektakularnie są śniadania, spożywane do godziny po wstaniu. Trzecia rzecz to woda, która nawadnia organizm, skórę ale również i mózg (ten ostatni znacznie sprawniej wtedy pracuje). Jeśli wprowadzisz te trzy rzeczy to już po 3 tygodniach zaczniesz dostrzegać pozytywne efekty. Warto wyrzucić słodycze i fast foody, a Twój organizm będzie się rewanżował spadkiem wagi. Po pewnym czasie będziesz mogła zjeść sernik, kremówkę albo lody bez wizji dodatkowych kilogramów na wadze, bo Twój organizm będzie wiedział, że to małe odstępstwo od normy, a nie norma.

Ja: Czyli zaczynamy powoli, małymi krokami, nie robimy sobie i najbliższym rewolucji 🙂 Bardzo Ci dziękuję za te cenne rady i całą rozmowę. Podaj proszę kontakt do siebie, bo może jakaś czytelniczka zechce skorzystać z Twojej pomocy.

 A: Zapraszam na bloga: Na Własnych Zasadach, gdzie znajdziecie szczegóły w zakładce: psychodietetyka oraz na fanpejdż książki: https://www.facebook.com/jakniemaszwglowietomaszwbiodrach/

Agnieszka Węgiel

Mój adres e-mail: agnieszka@nawlasnychzasadach.pl

 Zapraszam także na wywiad z Moniką Bigoś – dietetyczką(tutaj).

Zobacz również

zycie-zaczyna-sie-po-czterdziestce
Ola Budzyńska